Jakóbik: Niemcy mogą dobić Nord Stream 2
Damian Cygan: Czy wstrzymanie certyfikacji Nord Stream 2 przez Niemcy oznacza, że ten gazociąg nie zostanie uruchomiony?
Wojciech Jakóbik: Dopóki nie zostanie wznowiona certyfikacja, która może skończyć się różnie, nie ma szans na rozpoczęcie dostaw gazu przez Nord Stream 2 w zgodzie z prawem unijnym. Certyfikacja to zielone światło z punktu widzenia prawnego i technicznego, które pozwala dopiero rozpocząć dostawy.
Jeżeli prezydent Rosji Władimir Putin nie zmieni swojego postępowania wobec Ukrainy, to Niemcy zapowiadają, że nie wznowią tej certyfikacji. Ale to nie znaczy, że nawet jak ona zostanie wznowiona, to dostawy ruszą, ponieważ procedura musi zostać zatwierdzona przez Komisję Europejską. Co więcej, jest ona przedmiotem opinii dopuszczonych do niej PGNiG oraz dwóch ukraińskich spółek, które są przeciwne certyfikacji.
Poza tym ministerstwo energii i gospodarki Niemiec musi wydać nową ocenę oddziaływania Nord Stream 2 na bezpieczeństwo dostaw. KE jednoznacznie zasugerowała, że to może być zagrożenie, i że na ten projekt trzeba spojrzeć z punktu widzenia całej Unii Europejskiej, a w tym wymiarze NS2 może szkodzić bezpieczeństwu Wspólnoty.
Może być też tak, że niemiecki resort gospodarki pod wodzą reprezentującego Zielonych ministra Roberta Habecka dobije projekt Nord Stream 2, odmawiając jego certyfikacji. Ale żeby w ogóle wziąć ją pod uwagę, musi się zmienić postępowanie Putina na Ukrainie.
Przy okazji ogłaszania sankcji wobec Rosji szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen stwierdziła, że UE jest za bardzo uzależniona od rosyjskiego gazu. Żeby Bruksela to dostrzegła, Putin musiał dokonać aż rozbioru Ukrainy?
Nie. Komisja Europejska konsekwentnie namawia państwa członkowskie do dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. Taka jest oficjalna polityka całej UE, pod którą podpisane są też Niemcy.
Natomiast kraje członkowskie realizują tę politykę na skalę, na którą chcą. I tak jak Polska szła z dywersyfikacją na całość – ma już terminal LNG, a wkrótce będzie miała gazociąg Baltic Pipe – tak Niemcy przekonywali wszystkich, że nie ma problemu ze zwiększaniem dostaw gazu z Rosji, bo rynek nas obroni, bo zawsze będzie alternatywa, a w ogóle to od czasów sowieckich gaz stabilnie stamtąd płynął.
Kryzys energetyczny i nowa agresja Rosji wobec Ukrainy podważyły te niemieckie tezy, czego najlepszym dowodem jest fakt, że teraz ministerstwo gospodarki i energetyki RFN rozważa budowę terminali LNG i uniezależnienie się od Rosji, czyli robi coś, co Polska zaczęła realizować już kilkanaście lat temu.
Czy dostawy rosyjskiego gazu do Europy można zastąpić? Katarski minister energii Saad al-Kaabi stwierdził, że to niemożliwe.
Wszystko zależy od perspektywy, z której patrzymy. Krótkoterminowo jedynym wyjście w razie zatrzymania dostaw gazu z Rosji będzie dostawa z alternatywnych kierunków, połączona niestety z ograniczeniem zużycia przez przemysł i gospodarstwa domowe. Średnioterminowo, w perspektywie kilku lat, można znacznie zmniejszyć zależność od gazu rosyjskiego i docelowo w ogóle wykluczyć go z dostaw do Europy, jeżeli taka będzie potrzeba.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.